Fotorgrafia architektury, w szczególności tej monumetalnej, pofabrycznej to wyzwanie, któremu nie sprosta każdy fotograf. Nie wszyscy mają taką wrażliwość czy umiejętości. „(…) Być może to, że Paweł potrafi sfotografować miasto tak, jakby to była sceneria do spektaklu, który się zaraz rozpocznie, daje ogrom możliwości. Wszystkie dramaty ludzkie, wszystkie przeżycia – one są wciąż otwarte, ale jest w tym również mnóstwo nadziei.” O znaczeniu fotografii w budowaniu wizerunku EC1, rozwoju tej instytucji opowiada Michał Kędzierski – Kierownik Działu Obsługi Ekspozycji Centrum Nauki i Techniki EC1.
Maciej Mazerant: Centrum Nauki i Techniki EC1 / EC1 Łódź – Miasto Kultury to kluczowy w budowaniu wizerunku miasta projekt kulturalno-edukacyjny. Na co kładą Państwo główny nacisk w komunikacji z odbiorcami?
Michał Kędzierski: Jeśli chodzi o EC1, to tutaj musimy doprecyzować, że w całym projekcie przewija się wiele wątków. „EC1 Łódź Miasto Kultury” w Łodzi – tak brzmi pełna nazwa statutowa – składa się z wielu centrów. Centrum Nauki i Techniki EC1 jest obecnie jednym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszym filarem, ponieważ od dwóch lat działa i przyjmuje gości. Rozpoczęliśmy działalność od Planetarium w 2016 roku, a Centrum Nauki otworzyliśmy w 2018 roku.
W tej chwili w trakcie realizacji znajdują się kolejne projekty: Narodowe Centrum Kultury Filmowej, Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej oraz interaktywną strefę dla dzieci. W każdym z tych przedsięwzięć trwają obecnie prace budowlane, remontowe i adaptacja pomieszczeń. Równolegle toczą się przygotowania merytoryczne. Zbieramy pomysły na to, co będzie ożywiało przestrzenie oraz ekspozycje. Są to więc różne grupy odbiorców, a w związku z tym różna komunikacja do nich trafia…
Pokazując pewne elementy remontowe i obiekty, które są naprawdę w trakcie imponującej transformacji budowlanej, nie zapominamy o tym, aby informować o całości procesu, w tym o procedurach, formalnościach, tak aby odbiorcy rozumieli, co dla nich tworzymy i z jakim wysiłkiem się to wiąże.
Wracając do CNiT EC1, chcemy, aby Centrum Nauki i Techniki EC1 było miejscem, w którym można ciekawie oraz inspirująco spędzić czas. Bazujemy na tak zwanej ekonomii doświadczeń. Nie pokazujemy już od pewnego czasu wyłącznie wyremontowanych urządzeń i przestrzeni – chociaż ich skala i zakres są naprawdę imponujące – ale staramy się pokazywać, czego można tu doświadczyć oraz pokazać dlaczego zostało to zrobione.
Pokazujemy przede wszystkim grupy dzieci, które świetnie się bawią na półkoloniach. W tej komunikacji kładziemy nacisk na liczne atrakcje, które jesteśmy w stanie zapewnić: warsztaty realizowane przez Narodowe Centrum Kultury Filmowej, trochę nauki i trochę zabawy na dworze z wykorzystaniem otwartych przestrzeni EC1.
Jeżeli mówimy o komunikacji z dorosłymi, to poruszamy różnorodne tematy, od tych związanych z astronomią w planetarium, po sposoby wypiekania domowego chleba czy komunikacją międzyludzką na różnych poziomach. W piątki wieczorami, dzięki ofercie EC1, dorośli odwiedzający mają możliwość rozpoczęcia weekendu w sposób ciekawy i inspirujący, aby później ruszyć na ulicę Piotrkowską.
Zdecydowanie EC1 to nie był samograj przyciągający do siebie ludzi. Cały zespół włożył wiele wysiłku w to, żeby ludzie to miejsce zauważyli i docenili. Oczywiście tego typu obiekty mogą budzić zainteresowanie per se, ale tylko jako jednorazowy strzał, czyli impuls do wizyty w miejscu, które warto obejrzeć, ponieważ jest nowe, świeże. I oczywiście było tak z EC1 na samym początku. Pojawiali się tu ludzie przyciągnięci artykułami w prasie, którzy chcieli zobaczyć, jak zmienił się obiekt przez lata jego rewitalizacji.
Gdy organizowaliśmy wycieczkę/oprowadzanie, to faktycznie pojawiało się mnóstwo ludzi. Ale to, że oni pojawili się raz, nie znaczyło, że zechcą wrócić, aby wziąć udział w warsztatach czy zajęciach z bogatej palety, jaką mieliśmy przygotowaną. To były paradoksy, z którymi spotykaliśmy się bardzo często. W wycieczce brało udział bardzo dużo osób, podczas nocy muzeów gościliśmy tysiące odwiedzających, ale już przyciągnięcie do stałej oferty nie było takie oczywiste i wymagało ogromnego wysiłku całego zespołu.
Z tym problemem, wyzwaniem mierzymy się cały czas. Dlatego tak bardzo ważne jest umiejętne połączenie w komunikacji takich atutów, jak niewątpliwie wspaniałe obiekty i przestrzenie wraz z merytoryczną i atrakcyjną ofertą programową.
I tu dochodzimy do fotografii autorstwa Pawła, które stale wykorzystujemy jako doskonałe narzędzie budowania zainteresowania EC1. Te zdjęcia zostały opublikowane w naszych kalendarzach oraz wykorzystane w innych narzędziach promocyjnych. Były w aplikacjach do konkursów – nie tylko architektonicznych, ale również takich, w których doceniane są miejsca atrakcyjne dla branży spotkań. Fakt, że jest to piękny stylowy obiekt z charakterem, stanowi poważny argument dla organizatorów różnego rodzaju imprez, eventów. Obiekt nie ma barier architektonicznych, jest przystosowany do obsługi dużych i mniejszych wydarzeń, co widać na zdjęciach.
Przekonuje to nawet rodziców, którzy chcą oddać dzieci na półkolonie, ponieważ poznają nasz obiekt i dobrze im się on kojarzy. Ważną rolę dla budowania pozycji EC1 w skali zarówno globalnej, jak i ogólnopolskiej odegrał sam początek funkcjonowania obiektu. Bardzo nam w tym pomagały fotografie, które prezentowały wszelkie atuty tej przestrzeni w sposób obiektywny, kreując zarazem pozytywny wizerunek miejsca.
MM: Czy budynki pofabryczne są wdzięcznymi obiektami do zagospodarowania i wprowadzenia w nie nowego życia?
MK: Nie są, ale warto to robić. W Centrum Nauki i Techniki mierzyliśmy się z bardzo poważnymi wyzwaniami. Zastanawialiśmy się na przykład, jak wyznaczyć trasę, którą będą się poruszać zwiedzający. Dawniej istniała tu przecież elektrownia i nikt nie zakładał, że będą tu wędrowali ludzie, przemieszczający się pomiędzy częściami ekspozycji, swobodnie ją zwiedzając. Jest tu mnóstwo zakamarków, załomów, wystających elementów. Dla architektów i ludzi, którzy pracowali przy przemianie obiektu przemysłowego w atrakcję turystyczną, ogromnym wyzwaniem było dostosowanie tego miejsca w taki sposób, aby ludzie poruszali się w tej nowej-starej przestrzeni swobodnie, bez frustracji.
Warto to robić, ponieważ nie wydaje mi się, aby nowo tworzone przestrzenie miały to coś trudno definiowalnego, ale jednocześnie łatwo wyczuwalnego. Tu jest coś takiego jak genius loci, czyli duch miejsca. Kiedy już tu jesteś, to nie ma siły, żeby to miejsce nie zrobiło na Tobie wrażenia.
Warto pokazywać również skalę takiej transformacji, ponieważ szybko się takie rzeczy zapomina. Zdjęcia Pawła są do tego doskonałym narzędziem. Mamy jeden drobny, patrząc w skali całego obiektu, element ekspozycji, czyli wydruk lentikularny, refotografie zestawiające stare z nowym. Ludzie nie dowierzają, jak nasz obiekt wyglądał kiedyś, a jak wygląda teraz. Niektórzy odwiedzający potrafią spędzić więcej czasu przed tą fotografią niż przed super, ekstra wspaniałym obiektem za grube miliony. Podsumowując, zdecydowanie warto nadawać starym budynkom nową jakość. To był trudny projekt, który okazał się bardzo dobrą adaptacją.
MM: W jaki sposób prezentować obiekty architektoniczne tak, aby docenić historię, podkreślając zarazem nowoczesność?
MK: Faktycznie nie od razu uświadomiliśmy sobie, że do ludzi będzie trafiało zdjęcie z opisem przybliżającym życie tego miejsca. Sprawdziliśmy to dokładnie, chociażby na przykładzie półkolonii dla dzieci. Prezentujemy zdjęcia niekoniecznie super wykonane, biorą pod uwagę aspekt techniczny, zwłaszcza w porównaniu z fotografiami Pawła. Ale rodzice to „kupują”, ponieważ to jest prawdziwe. Szczególnie w kontekście monumentalnej i czasami dominującej architektury pokazujemy żywego, aktywnego człowieka.
Przerobiliśmy to również pod względem roli animatorów – opiekunów naszych klientów. Początkowo to ekspozycja miała być elementem przyciągającym widza, a animatorzy mieli pomagać i obsługiwać gości. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Rola człowieka wśród tych maszyn jest tak duża, że jeden zdolny animator może zbudować niepowtarzalną historię i pociągnąć ludzi za sobą. Nawet jeśli przejdzie z nimi tylko mały dystans, w większości przypadków sprawia to zdecydowanie większą satysfakcję niż wizyta, podczas której wędrują sami.
Istnieje mnóstwo bardzo dobrych narzędzi cyfrowych, które można zastosować w celu promocji EC1. Na przykład w Malborku funkcjonuje narracyjny audioprzewodnik, który bardzo ciekawie opowiada o historii. A ludzie chcą słuchać historii. Ten trend nigdy nie minie.
My to sprawdziliśmy. Redefinicja następuje właściwie z automatu, na bazie doświadczeń. Jeżeli ludzie trafiają na kogoś zdolnego, kto się identyfikuje z tym miejscem, to on w tej scenerii, z wykorzystaniem tej architektury jest w stanie wyczarować cuda. I to daje zdecydowanie większą satysfakcję nie tylko widzowi, lecz również nam.
Jeśli chodzi o komunikację, to promujemy EC1 hasłem… „Ludzie wśród maszyn”.
MM: Czego oczekują Państwo od fotografa wnętrz i architektury, zapraszając go do współpracy?
MK: Zastanawiałem się nad tym, dlaczego z takimi ludźmi jak Paweł świetnie mi się pracuje. I doszedłem do wniosku, że klucz do zrozumienia tkwi w czułości przekazywanej przez światło. Ja tego nie potrafię. Próbowałem parę razy i wydawało mi się, że dam radę, ale okazało się, że nie jestem w stanie tego przekazać. Paweł robi zdjęcia czystej architektury, gdzie nie ma ludzi albo są, ale to przestrzeń jest najważniejsza. On się koncentruje na tym, by fotografowane obiekty zostały perfekcyjnie opracowane. Poza tym jego zdjęcia kryją w sobie coś poruszającego, czego również nie potrafię zdefiniować. Można pstrykać zdjęcia budynków, ale wciąż pozostają one zwykłymi zdjęciami budynków. Dla fotografa takiego jak Paweł to jest z pewnością kwestia talentu, wrażliwości i ogromnego warsztatu. Potrafi uchwycić to, co najważniejsze. Posługuje się wyjątkowym językiem wizualnym. Świetnie dobiera oświetlenie, a także określa idealny moment i miejsce do zrobienia zdjęcia. Dzięki temu nasze obiekty oraz inne lokalizacje w Łodzi zostają zaprezentowane jako coś, co jest warte wszystkich pieniędzy świata. Pawłowi udaje się pokazać życie w fotografii architektury – to jest niebywałe.
Pamiętam zdjęcie Pawła przedstawiające deszcz. Zostało zrobione chyba w pasażu Rubinsteina. Długie czasy naświetlania sprawiły, że deszcz wygląda jak kurtyna, która opada w scenografii teatralnej. I ma się wrażenie, czeka się wręcz na to, aż ludzie wyjdą na tę scenę i rozpocznie się przedstawienie. Być może to, że Paweł potrafi sfotografować miasto tak, jakby to była sceneria do spektaklu, który się zaraz rozpocznie, daje ogrom możliwości. Wszystkie dramaty ludzkie, wszystkie przeżycia – one są wciąż otwarte, ale jest w tym również mnóstwo nadziei.
MM: Co najtrudniej sfotografować w EC1 w taki sposób, aby fotografia oddała realne wrażenia z przebywania w obiekcie lub przestrzeni?
MK: To jest dość „betonowy” obiekt przemysłowy. Wszystkie place, elementy wydają się mało przyjazne. Ta przestrzeń w przeszłości nie była tworzona dla ludzi. Tam mieli przyjść ludzie z identyfikatorami, by odbić kartę i zająć się pracą. Dzisiaj trzeba to pokazać jako przestrzeń przyjazną ponieważ z taką intencją była rewitalizowana. W tym tkwi największa trudność. Problemem jest również prezentowanie tej monumentalności. Wymaga to ogromnego doświadczenia. Nie można pokrzywić budynków, obciąć istotnych elementów, nie ująć w kadrze kluczowych dla przestrzeni fragmentów itd.
MM: Posiadają Państwo zdjęcia z przeszłości tego obiektu. Teraz ma on nowe życie. Czy dokumentują Państwo jego przemianę dla kolejnych pokoleń?
MK: To jest paradoks teraźniejszości. Ja jestem 45-letnim historykiem, więc już w tym momencie mogę ci powiedzieć, że paradoks polega na tym, iż to, co dzieje się obecnie, wydaje się pospolite i nieważne. Przychodzimy do pracy, wykonujemy swoje obowiązki i czas płynie. Dopiero z jakiejś perspektywy, z dystansu lat możesz dostrzec to, co było, co się naprawdę działo. I wracasz do przeszłości obrazami, którymi możesz opowiedzieć kawałek tego, co minęło.
Mamy w EC1 całą kolekcję zdjęć z przeszłości autorstwa Witkora Jakimienki, który dokumentował rozwój tej elektrowni właściwie od lat 30. przez kilkadziesiąt lat. Fotografie powstawały na szklanych diapozytywach. Te zdjęcia dzisiaj po tych wszystkich latach są absolutnym pomnikiem tego miejsca. Dzięki nim można opowiedzieć tę historię od samego początku, łącząc ją z coraz nowszymi fotografiami i tworząc wspólną narrację. To jest niebywała rzecz, to jest skarb. Jakość tych fotografii jest rewelacyjna, dzięki czemu możemy powiększać je do ogromnych rozmiarów, a i tak widać każdy detal. Możemy wykorzystywać zdjęcia w filmach, np. kręconych teraz z Veolią. Tworzymy krótkie odcinki opowiadań o łódzkich elektrowniach. Bez tych zdjęć, bez zaangażowania naszych animatorów nie byłoby takiego projektu, w którym można połączyć stare zdjęcia z współczesnymi postaciami i poruszyć obraz…
Myślę, że to, co robią tacy ludzie jak Paweł, jest tożsame z działalnością Jakimienki. Dzisiaj my Pawła znamy, a Jakimienki już nie poznamy, ale wydaje mi się, że właśnie mamy szansę pracować z ludźmi pokroju Jakimienki. Ktoś trafi na te zdjęcia, kiedy nas już nie będzie i oceni je pod kątem tego, co tu się działo w antycznym 2020 roku. Wtedy ta jakość będzie wyznacznikiem podstawowym. Moje zdjęcie z komórki nie będzie miało waloru artystycznego ani technicznego, żeby cokolwiek z tym zrobić, bądź zniknie w chmurze… Fotografie Pawła przetrwają jako świadectwo tych czasów, dokument. Może ktoś – tak jak my na podstawie zdjęć Jakimienki – będzie odtwarzał tę historię na nowo, by ożywić przeszłość dla nowych pokoleń.
Rozmawiał: Maciej Mazerant